[ Pobierz całość w formacie PDF ]

53
RS
- Dlaczego mnie pocałowałeś? - powtórzyła pytanie,
zbierając włosy, by je ponownie związać.
Nie patrzyła na Hanka, ale gdzieś w przestrzeń ponad jego
głową.
- Mniejsza o to, dlaczego. Najważniejsze, że ci się po-
dobało. Bo jakby się nie podobało, tobyś pocałunków nie
oddawała.
Jeszcze bardziej się zaczerwieniła.
- Nie zadałam pytania, żeby wyrazić dezaprobatę. Nie
sugeruję, że mi się nie podobało. Chcę jednak wiedzieć, dla-
czego to zrobiłeś. To jest dla mnie bardzo ważne.
- Pocałowałem, bo wydawało mi się to właściwe w danej
chwili. Przepraszam, że to zrobiłem. Nie powinienem był...
- Nie masz za co przepraszać. Po prostu byłam zaskoczo-
na. Kiedy mi zaproponowałeś tydzień udawania żony, nie
wspominałeś, że do moich obowiązków będzie należało ca-
łowanie.
Hank był zły na siebie, na Angelę, na cały świat.
- Stokrotnie przepraszam i zapewniam, że całowanie nie
należy do twoich obowiązków. - Przeczesał włosy palcami.
Po doświadczeniach minionej godziny był jeszcze trochę zde-
zorientowany. - Słuchaj, Angelo... Mamy dwie godziny do
kolacji. Może pojedziemy do miasteczka? Jeszcze go nie
znamy...
Dwie godziny z daleka od Brody'ego i Barbary powinny
pomóc w odzyskaniu równowagi psychicznej. Dzieje się
z nim coś niedobrego... Kobietą, którą przed chwilą całował,
była jego sekretarka - szara, niepozorna Angela. Gdy ją ca-
łował, zauważył nawet przez przymrużone powieki, że jej
twarz nabiera nieziemskiego blasku i staje się niezwykle po-
nętna.
Chyba miał halucynacje. Nie chce myśleć o niej jako o ładnej
kobiecie, a na dodatek seksownej i ponętnej. Nie
chce tego! Ona mu jest potrzebna jako sekretarka. Nie może
sobie pozwolić na żadne komplikacje, z których trudno by-
łoby mu się wyplątać.
54
RS
- Moglibyśmy tam pójść na kawę i przy okazji omówić
zarys kampanii dla Martindale'a. - Podjął desperacką próbę
sprowadzenia ich wzajemnych stosunków na właściwą pła-
szczyznę.
- Ooo? - zdziwiła się, patrząc na niego z niedowierza-
niem. - Pozwolisz mi pomóc sobie w opracowaniu kampanii
Martindale'a? Naprawdę?
- Oczywiście!
Był gotów obiecać wszystko, bo uznał, że rybka chwyciła i że
wydarzenia sprzed chwili zostaną zatarte i zapomniane.
- Doskonale. Pójdę tylko na chwilę do pokoju po torebkę.
Angela niemal wesoło pobiegła na górę. Hank wyszedł przed
dom, by tam na nią poczekać.
Nie mógł jednak przestać myśleć o tym pocałunku. W całej
sprawie coś go nadal niepokoiło. A przecież według jego
standardów to wcale nie był długi pocałunek. Niepokoiły
go... nie był pewny, jak je nazwać... jakieś szpileczki, a mo-
że impulsy elektryczne, które nagle poczuł w całym ciele,
kiedy trzymał ją w ramionach i penetrował językiem jej usta.
I serce biło mu bardzo mocno, jakby zmęczył się długim
biegiem. Tak mu biło, jakby był w progu komnaty, w której
czeka na niego długa rozkosz...
Stał bezradny na tarasie. Wreszcie wziął głęboki oddech
i po kilku sekundach wypuścił powietrze. Poczuł wzmożoną
aktywność adrenaliny w żyłach, jak zawsze, kiedy stał w ob-
liczu poważnego problemu i gdy zły wybór mógł przynieść
nieobliczalne straty.
Przed stajnią zobaczył Brody'ego, który rozmawiał przez
komórkowy telefon. Trzymał go w jednej dłoni, drugą puco-
wał uprząż ułożoną na kozle. Dostrzegł Hanka, przerwał
pucowanie i pomachał mu ręką. Hank też pomachał i pomy-
ślał, że zrobił straszne głupstwo, przyjmując zaproszenie Ro-
binsonów. To była głupota. Chyba postradał wtedy rozum.
Kiedy Brody go zaprosił, trzeba było wyznać prawdę.
A gdyby zerwał kontrakt z jego firmą, machnąć ręką? Nie,
Brody by tego nie zrobił, jest zbyt dobrym biznesmenem
55
RS
i wie, że lepszej agencji reklamowej by nie znalazł. Ale wte-
dy Hank bał się tego i teraz oto ponosi konsekwencje.
Zszedł z tarasu i dołączył do Brody'ego, zawiadamiając go,
że jedzie z Angelą do miasteczka. W duchu obiecywał sobie, że
teraz zdwoi ostrożność. Za pózno, by się wycofać. A poza tym,
w obecnym stanie rzeczy na jego umysł czyhało niebezpie-
czeństwo, że zacznie plątać rzeczywistość z graną rolą.
Chwytając z toaletki torebkę, Angela spojrzała na swoje
odbicie w lustrze. Zauważyła czerwone policzki i spuchnięte
wargi. Na wspomnienie pocałunku Hanka przesunęła po nich
palcami. Przeszył ją dreszczyk i zalała fala gorąca.
Niewiarygodne, ale to był jej pierwszy pocałunek dojrza-
łej kobiety i siła jego oddziaływania oszałamiająca. Czuła się
słaba nie tyle fizycznie, co psychicznie. Miała mętlik w gło-
wie. Pożądanie, jakie poczuła wtedy, gdy ją całował, było
doświadczeniem, jakiego jeszcze nigdy nie doznała. Gdyby
Hank tego chciał, to oddałaby mu się wówczas z radością, na
dywaniku przed kominkiem.
Odwróciła się od lustra. To wszystko wina Barbary. Ten
jej szalony pomysł tygodniowej terapii dla par małżeńskich
był bardzo interesujący, a terapia nadspodziewanie sku-
teczna.
Tylko że ona i Hank nie są parą małżeńską. W ogóle nie
stanowią pary. On jest po prostu pracodawcą i płaci jej za
przyjazd tutaj, a ona jego sekretarką. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)