[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakimś mężczyzną. Nie wiem kto to był, ale ją pobił. Ona naprawdę jest w opłakanym
stanie, Henry Ann.
Wiem.
Nie mogę w tym samym czasie pilnować jej i pracować. Nie zamontowałem silnika w
ciężarówce właściciela sklepu spożywczego i znalazł sobie kogoś innego do tej roboty.
Jak tylko będę mógł, pojadę do Conroy, żeby rozmówić się z jej rodziną. Powiedzieli mi
kiedyś, że jeśli ja z nią nie zostanę, wystąpią z pozwem do sądu o odebranie mi opieki
nad Jayem. Jeśli by do tego doszło, nie mam pieniędzy na prawnika. Nie miałbym
wyboru: musiałbym wziąć małego i wyjechać stąd.
Nieee... - Henry Ann podniosła rękę do ust.
Tom spojrzał jej przez ramię i zobaczył, że cała reszta idzie w ich stronę.
- Wyjdziesz do mnie dziś w nocy? Spotkamy się przy drzewie? - zapytał szeptem.
Zauważył, że się waha, dodał więc szybko: - Proszę, kochana.
Skinęła głową, a potem zwróciła się do Granta: - Wszystko w porządku?
W jak najlepszym. Gdybym wiedział, że skupię na sobie tyle uwagi, już dawno bym się z
nim pobił - uśmiechnął się szelmowsko i zerknął na Karen.
Musisz tyle gadać? - zganiła go Karen. By odwrócić uwagę wszystkich od siebie i Granta
powiedziała do Toma: - Zdążył pan na lody.
Och, rzeczywiście. Powinny być już gotowe - w głosie Henry Ann słychać było nerwowe
drżenie, które nie uszło uwagi Granta i Karen. - Jay będzie miał prawdziwą
niespodziankę, jak cię zobaczy.
Henry Ann i Karen poszły do kuchni po miseczki i łyżeczki. Tom i Johnny wnieśli
zamrażarkę na werandę.
Grant dał niezły wycisk Perry'emu - powiedziała Karen z uśmiechem.
Może był zawodowym bokserem, zanim zaczął się włóczyć po kraju - Henry Ann ustawiła
miseczki na drewnianej tacy.
159
Zaprosił mnie do kina, ale się nie zgodziłam. Obiecałam za to, że zastanowię się, czy
zechcę wybrać się z nim na przejażdżkę w przyszłą niedzielę. Powiedział, że spróbuje
pożyczyć samochód. Myślę jednak, że wezmę swój i to ja zabiorę go na przejażdżkę -
zachichotała radośnie.
Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
A ja mam nadzieję, że i ty wiesz, Henry Ann - powiedziała poważnie Karen.
O co ci chodzi?
No wiesz. Ten facet jest żonaty, nawet jeśli jego żona jest... pomylona. Plotkary z miasta
rozerwą cię na strzępy.
Wiem.
Jay był szczęśliwy, że widzi tatę. Jak tylko dostał swoją porcję lodów, powędrował na
schody, by usiąść obok niego. Spojrzenie Henry Ann zatrzymało się na dwóch ciemnych
głowach, kiedy Tom nachylił się, by coś powiedzieć synowi.
Opal rozluzniła się trochę, nawet zaśmiała parę razy. Chris trzymał Rosemary na
kolanach i karmił lodami ze swojej miseczki. Oczywiste było, że kocha te dwie kobiety i
że one kochają jego. Henry Ann nigdy nie widziała go tak szczęśliwym.
- Poproszę o dokładkę - Johnny wręczył swoją miseczkę Ciotce Dozie, która siedziała na
krześle obok zamrażarki i napełniała naczynka. - Muszę zjeść swoją porcję, zanim dotrze
tu Grant - powiedział cicho do Ciotki Dozie. - Miałem nadzieję, że Pete wybije mu zęby i
nie będzie mógł jeść.
- To niegrzecznie mówić takie rzeczy. Poza tym do jedzenia lodów zęby nie są potrzebne.
Henry Ann słuchała tej wymiany zdań i z uśmiechem przyglądała się bratu, kiedy przed
domem zatrzymał się jakiś samochód, cofnął trochę i wjechał na podwórze.
O nie - mruknęła, kiedy wysiadła z niego pani Miller i zdecydowanym krokiem ruszyła
prosto do nich. Henry Ann wstała i wyszła jej na spotkanie.
Jakieś spotkanie towarzyskie, Henry Ann?
Można tak to nazwać.
Jechaliśmy właśnie do Austinów. A ponieważ zobaczyliśmy tu ich samochód,
powiedziałam mojemu Wilburowi, żeby się zatrzymał - jej małe, jasne oczka wpiły się w
Chri-stophera i siedzącą mu na kolanach Rosemary. - Myślałam, że Austinowie tu są.
Przypuszczam, że rodzice są w domu, pani Miller - odezwał się Chris, potem wytarł usta
Rosemary śliniakiem. Po tym geście nie można było mieć cienia wątpliwości, że Opal i
Rosemary przyjechały tu razem z nim.
Henry Ann przyklasnęła mu w duchu.
No cóż... Witaj, Karen. Twój ojciec miał dzisiaj wspaniałe kazanie.
Powtórzę mu, że się pani podobało.
Dzień dobry, panie Dolan.
Dzień dobry.
Czy jest tu pani Dolan? Nie poznałam jej jeszcze.
Nie, proszę pani.
Podobno choruje, czy to prawda? Chciałabym wpaść do niej po drodze. Potrzebujemy
ludzi w naszych komitetach, bo czas ucieka, a mamy tyle projektów do zrealizowania.
Tak, proszę pani.
160
To szczęście, że ma pan taką sąsiadkę jak Henry Ann, która może zająć się pańskim
dzieckiem.
Zdaję sobie z tego sprawę.
Zanim zapomnę, Henry Ann. W przyszłą środę będzie spotkanie komitetu do spraw
budżetu kościelnego.
Nie jestem w tym komitecie, proszę pani.
Twój ojciec w nim był. Myśleliśmy...
Nie. %7łałuję, ale nie jestem w tym komitecie - powtórzyła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)