[ Pobierz całość w formacie PDF ]

środkiem usypiającym. Rozglądał się, nadał zdziwiony sytuacją i lekko otumaniony.
- Dostałeś środek wybudząjący - powiedział McBride. - Koniec spania, musimy pogadać.
- Kak... ja... - Zakrztusił się, język miał drętwy, a gardło wyschnięte.
McBride westchnął, sięgnął do stolika, na którym stała szklanka z wodą i słomką, i
zaproponował Jurijowi łyk.
Jurij nie odmówił. Ciepły napój palił jak najlepsza wódka. Odepchnął czarne cienie z
krawędzi jego myśli i zmył lepkość języka.
- Trent, co wy zamierzacie zrobić? - Jurij pociągnął za pasy obejmujące jego ramiona.
- Chcemy tylko uzupełnić braki w wiedzy. - McBride przycisnął guzik interkomu przy
wezgłowiu łóżka. - Jak wspomniałem wcześniej, nie spieszyliście się z przekazywaniem nam
szczegółów dotyczących wyników badań w Czelabińsku osiemdziesiąt osiem. Musimy naprawić
to przeoczenie.
- O co ci chodzi? - Jurij próbował mówić niewinnym tonem, ale zupełnie mu to nie
wychodziło, drżenie jego głosu było wyraznie słyszalne. %7łałował, że nie ma silniejszej
osobowości.
- Hm - mruknął Trent i zerwał kołdrę przykrywającą Jurija. - Sądzę, że powinniśmy jak
najszybciej przebrnąć przez ten trudny fragment, byśmy mogli zacząć rozmawiać jak koledzy.
Jurij spojrzał na swoje nagie ciało. Na bladej skórze zobaczył niewielkie przyssawki
wielkości dziesięciocentówki, na których szczycie znajdował się podzespół elektroniczny
wielkości groszku z wystającą cieniutką jak włókno antenką. Przyssawki pokrywały jego nogi,
od palców stóp po krocze, i ręce - od palców po barki. Cała klatka piersiowa była wręcz
upstrzona przyssawkami.
Zanim zdążył zapytać, co to za urządzenia, otwarły się drzwi do pokoju i stanął w nich
szczupły mężczyzna. Jurij musiał wygrzebać z pamięci jego nazwisko, choć dopiero niedawno go
poznał. Doktor James Chen. To jego gabinet wykorzystano na miejsce spotkania w Walter Reed.
Zatrzasnęły się dzwiękoszczelne drzwi.
Chen trzymał w rękach otwarty laptop.
- Kalibracja skończona - poinformował.
Gdy Chen siadał, położył laptop na stoliku przy łóżku. Jurijowi udało się zerknąć na monitor
komputera. Dostrzegł sylwetkę człowieka z mnóstwem świecących punkcików.
- Elektroakupunktura - wyjaśnił McBride i wskazał na przyssawki. - Mikroelektrody są
dołączone do miejsc na meridianach. Nawet nie próbuję zrozumieć, jak to działa. To działka
doktora Chena. Fantastycznie rozwinął tę technikę w kierunku niwelowania bólu, co pozwoliło
wykorzystać ją w szpitalach polowych do operacji bez konieczności podawania pełnego
znieczulenia. Dzięki temu wspaniałemu osiągnięciu dołączył do Jasonów. Wtedy wciągnąłem go
do swojego zespołu ze względu na jego innowacyjne zastosowanie mikroelektrod. Właśnie
takich, jakie wykorzystujecie u waszych obiektów badawczych.
McBride palcem poruszył jedną z anten. Jurij poczuł kłujący ból.
- Nauczyliśmy się, że skoro można zlikwidować ból, to także można go wzmocnić.
- Trent... nie...  błagał Jurij.
McBride zignorował go i odwrócił się do Chena, pokazując na jedną z przyssawek koło
kolana i na drugą koło pachwiny.
Naukowiec podniósł rysik i narysował linię na ekranie komputera.
Jurij poczuł rozdzierający ból w nodze. Z jego gardła wydobył się przerazliwy krzyk. Czuł,
jakby ktoś wbił mu skalpel aż do kości i rozcinał ciało od kolana aż po krocze. Ból ustąpił tak
szybko, jak się pojawił.
Sapiąc, Jurij spojrzał na swe ciało. Spodziewał się, że zobaczy krew i rozcięte ciało. Ale było
nietknięte.
McBride machnął jeszcze raz ręką nad małymi przyssawkami.
- Możemy zrobić to samo pomiędzy dowolnymi punktami. Według dowolnego wzoru.
Możemy pokroić cię żywcem bez uszkodzenia jednego włoska. Taka wirtualna operacja, za to z
pełną dawką bólu.
- Dla... dlaczego?
McBride znowu popatrzył na niego. Choć miał miły wyraz twarzy, to z jego oczu wyzierała
złość.
- Chcę dostać odpowiedzi. Zaczniemy od tego, co utrzymywaliście w tajemnicy.
- Nie rozumiem...
McBride odwrócił się do Chena.
- Nie! - krzyknął Jurij. McBride pochylił się nad nim.
- Koniec z twoimi gierkami. Zbudowaliśmy repliki waszych urządzeń z implantami bez
żadnego problemu. Schematy, które nam przekazaliście, były dokładne. Ale wcale nie aż takie
innowacyjne. Trochę bardziej zaawansowane urządzenie TMS. Próbowaliśmy osiągnąć podobne
rezultaty, wykorzystując parkę dzieci - autystycznych sawantów z Kanady. Nasze eksperymenty
niestety... powiedzmy, że wyniki nie były zadowalające.
Jurij wzdrygnął się w duchu. Zatem Amerykanie byli bliżej celu, niż Sawina podejrzewała.
Już wiedzieli, jak niezwykłym materiałem dysponował ośrodek Czelabińsk 88.
- No więc? - zaczął znowu McBride. - Co jest tą wielką tajemnicą, którą przed nami
ukrywacie?
Jurij wahał się zbyt długo. Ból przeszył mu klatkę piersiową. Nastąpił skurcz mięśni i plecy
wygięły się w łuk. Głośno krzyczał.
Gdy ból ustał, Jurij trząsł się i drżał. Na języku poczuł krew. Nie chciał już czekać. Co z tego,
że Amerykanie się dowiedzą? Przecież i tak już jest za pózno.
- DNA - wystękał. - Ich DNA. McBride przysunął się bliżej.
- Dokładniej.
Jurij przełknął ślinę i głośno oddychał.
- Tajemnica leży w genetyce obiektów. Odkryliśmy to dopiero dwanaście lat temu.
Jurij opowiadał o początkach badań; McBride często przerywał, zadając dodatkowe pytania.
Zaczął od odkrycia w 1959 roku grupy szczególnie uzdolnionych sawantów wśród cygańskich [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)