[ Pobierz całość w formacie PDF ]

A jednak wciąż coś nas łączy, pomyślał Hank.
Trzymał mocno kierownicę cysterny, nie pozwalając sobie na zbytnią
radość. Jeszcze za wcześnie, aby się cieszyć. Jednak doszło do separacji. Od
dawna ich małżeństwo nie funkcjonowało jak należy.
Prawdę mówiąc, to między nim a Susan nie układało się już od paru lat. W
pewnym momencie zniknęło zrozumienie i wzajemna akceptacja. Dziwne, ale
zdał sobie z tego sprawę dopiero w  Riley s . Jak mogli nie zauważyć, że w ich
związku zaczyna brakować czegoś tak istotnego?
Na szczęście, nie stracili ze sobą kontaktu całkowicie. Nieważne, że byli
skłóceni. Dzisiaj w  Riley s przekonali się, że poczucie duchowej bliskości,
wiążące ich kiedyś tak silnie, istnieje nadal. Ujawniło się, co prawda, tylko na
chwilę, ale oboje zdali sobie sprawę, że jeszcze nie spalili za sobą mostów.
Przez moment znów byli sobie bliscy. Tak jak wtedy, gdy jedno miało
siedemnaście, a drugie dwadzieścia lat. Po ślubie. Susan w ciąży. Przerażona.
Zachwycona. Zakochana. Nie potrzebowali słów, aby się zrozumieć.
Wystarczyły uczucia. Słowa mogłyby nawet przeszkadzać.
Kiedy zatracili owo poczucie jedności? Nie potrafił tego ustalić, choć od
kilku godzin o niczym innym nie myślał. W końcu zrezygnował z dalszych
rozważań. Teraz nie miało to już takiego znaczenia. Ważne było jedynie to, że
mieli szansę je odzyskać.
 Ciekawe tylko, jak tego dokonamy, skoro szykujemy się do rozwodu? 
mruczał pod nosem, wysiadając z samochodu przed skromnym domkiem
Carlsonów.
 Co ty tam mamroczesz, synu?  zawołała pani Carlson, drepcząc w jego
stronę.  Wołaj trochę głośniej. To zimne powietrze zle wpływa na mój aparat.
 Pani słuch jest całkiem w porządku  zapewnił staruszkę.  Po prostu
mówiłem do siebie.
 Nigdy tego nie rób, synku. Jeszcze ktoś usłyszy i wsadzą cię do czubków
szybciej niż zdążysz mrugnąć.
 Będę uważał  obiecał ze śmiechem.
 Koniecznie. I nie zapomnij wejść na kawę, jak już tutaj skończysz. Red
wyglądał cię przez cały dzień. Nastawiłam wodę, gdy tylko zobaczyłam twoją
cysternę.
 Chyba dzisiaj nie będę mógł. Jestem już mocno spózniony.
 Głupstwa pleciesz. Zawsze jest czas na filiżankę gorącej kawy.
Zwłaszcza w taki zimny dzień.
 Ma pani rację. Kawa dobrze mi zrobi.
 Oczywiście, że tak. Chodz do domu, żeby się rozgrzać.
 Już idę, tylko napełnię zbiornik!
Przestał się uśmiechać, gdy staruszka zamknęła za sobą drzwi. Obszedł
cysternę, żeby go nikt nie zobaczył i, klnąc na czym świat stoi, kopnął z całej siły
oponę tylnego koła. Dlaczego, do cholery, właśnie dzisiaj musiał przyjechać do
Carlsonów?
Wszyscy klienci uwielbiali pogaduszki. A szczególnie ci, którzy mieszkali
w większej odległości od miasta. Starzy ludzie, tacy jak Carlsonowie, najchętniej
zaproponowaliby mu, żeby się do nich wprowadził. Hank lubił ich, lecz teraz nie
był zachwycony perspektywą wizyty. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Chciał
w spokoju pomyśleć o tym, jak uratować swoje małżeństwo. Nie mógł jednak
zawieść starego Reda. Nigdy by sobie tego nie darował. Ale na pewno nie
zostanie na kolacji. Nie tym razem, obiecał sobie w duchu. Napełnił zbiornik
paliwem i szybkim krokiem ruszył w stronę domu.
 Sie masz, Red, ty zberezniku. Co ostatnio zbroiłeś?
 Przysunął krzesło do szpitalnego łóżka, które zastąpiło stojącą kiedyś pod
oknem wiktoriańską sofę pani Carlson. Fakt, że posłanie znajdowało się w dość
nietypowym miejscu, nigdy Hanka nie dziwił. Stan zdrowia Reda ograniczył jego
świat do niewielkiego pokoju i tego, co było widać przez okno.
 Wiedziałem, że przyjedziesz  wysapał Red dychawicznym głosem. 
Prawda, Chrabąszczu?
 Pewnie że tak, Rudziku  potwierdziła pani Carlson.
 Postawiła na stole dwa kubki parującej kawy.  Zawsze masz dobre
przeczucie. Tak jak wtedy z gradobiciem w trzydziestym dziewiątym. Ty, Hank,
oczywiście tego nie pamiętasz. To dopiero była zawierucha! Red wiedział, że się
zbliża, ale nikt mu nie wierzył. Red, opowiedz Hankowi, jak było. Nie mówił ci
jeszcze o tym, prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)