[ Pobierz całość w formacie PDF ]wreszcie.
Dziękuję rzekł Awkins. Teraz idz z mamusią, pozwól się ukarać, jak przystało mężczyznie i powiedz
grzecznie, że wszystkich przepraszasz.
Rzekłszy te słowa skłonił się Molly i chwyciwszy uzdy, ruszył wraz z końmi w kierunku stajni.
Molly i Rollo spojrzeli po sobie. Na chwilę zapadło niemiłe milczenie. Oboje byli bladzi i czynili wysiłki, by
pozornie przynajmniej zachowywać się normalnie. Ale świadomość tych wysiłków nadawała im wygląd raczej
żałosny.
Wreszcie Rollo przemówił pierwszy:
Zostawiono mi coś pewnie na pierwsze śniadanie. Jeszcze nic od rana nie miałem w ustach.
Molly ponownie objęła go ramieniem.
Wracajmy do domu rzekła po chwili. Ale zanim to się stanie i pomyślisz o czymś innym, musisz przede
wszystkim przeprosić Karolinę.
Nie mogę tego zrobić zaperzył się Rollo. Pomyśli potem, że zrobiłem to ze strachu.
Musisz to zrobić upierała się Molly. Czy nie zdajesz sobie sprawy, że narażasz mnie na wstyd?
137
Zacisnął usta i gwizdnął ze złości. Gdy dochodzili do schodów, nagle przystanął.
Molly zawołał gniewasz się na mnie?
Poczuła, że zaraz się rozpłacze. Przemogła się jednak i w końcu odrzekła:
Rozczarowałeś mnie, Rollo. Czuję się dotknięta. Chłopiec odparł:
Gdyby chodziło o ciebie, nie gniewałbym się wcale, gdybym czuł się dotknięty.
Wiesz, czego żądam przypomniała. Powieki mu obrzmiały, były dziwnie czerwone.
Ale nie mogę tego zrobić odparł otwarcie. Przytulił się do niej.
Możesz odrzekła nie przestając nalegać. I na pewno to zrobisz, jeśli jesteś dżentelmenem, tak jak był nim
twój ojciec.
Tak jak mój... ojciec wyjąkał chłopiec. Spojrzał jej w twarz i dumnie podniósł głowę.
Tak odrzekła. On nigdy nie robił różnic, z kimkolwiek miał do czynienia. Zawsze był wytworny i rycerski
w obejściu.
A więc dobrze zawołał puszczając ją naprzód. Dobrze powtórzył.
Gdy weszli na korytarz, odsunął się od niej i szybko ją wyprzedził. Pobiegł w kierunku pokoju Karoliny. Molly na
ten widok wstrzymała oddech. Zdjęła ją ciekawość, czy chłopiec istotnie dotrzyma przyrzeczenia.
Ale Rollo niestety nie dotarł do celu. W połowie korytarza, gdy był już w pobliżu, nagle się otwarły wysokie drzwi
drzwi gabinetu lorda Aubreystone'a i Ivor z Karoliną zagrodzili mu drogę.
Na ich widok Molly poczuła, że zamiera jej serce. Wyraz ich twarzy był chmurny, nieubłaganie surowy, a Molly
wiedziała, czego w tej chwili należało się spodziewać. Ogarnął ją lęk.
Ale Rollo nie okazał zmieszania. Zachował się po męsku. Nie tracąc tupetu, podbiegł szybko i popatrzył na oboje. Po
chwili zawołał:
Przychodzę przeprosić ciotkę Karolinę. Proszę mi wybaczyć, że zachowałem się niegrzecznie.
Wypowiedział to śmiało. W uszach Molly te słowa brzmiały bohatersko. Nie były jednak szczere. Miały w sobie coś
w rodzaju wyzwania.
138
Karolina ze złym uśmiechem spojrzała mu w oczy.
Aby uratować się od cięgów? spytała szyderczo. Nie, mój gagatku. Bardzo mi przykro, lecz przychodzisz za
pózno.
Ivor w tej chwili podniósł rękę.
Tak jest, za pózno dorzucił wzburzony. Podejdz bliżej. Zaraz rozliczymy się.
Rollo pobladł, lecz podszedł bez wahania patrząc mu w oczy. Na ciotkę nie spojrzał. Zwróciła się właśnie w kierunku
hallu. Molly podbiegła naprzód.
Ivorze! Ivorze! zawołała bez tchu. Chcę ci coś powiedzieć. Zaczekaj chwileczkę.
Wzrok Ivora zapałał wściekłością.
Pózniej zawołał nie siląc się na grzeczność. Teraz nie mam czasu. Zabierz ją ode mnie! zwrócił się do
siostry. Niech mi nie przeszkadza.
Popchnął Roiła ku drzwiom gabinetu, potem szybko je zamknął i przekręcił klucz.
Karolina podeszła do Molly.
Chodz! zawołała. Lekcyjka mu się przyda. Opamięta się może i potem będzie lepszy.
W oczach Molly zjawiły się błyski. Podskoczyła ku drzwiom i zaczęła w nie walić pięścią.
Ivorze zawołała puść mnie do środka! Chcę ci coś powiedzieć. Nie bij go, Ivorze! On spadł dziś z konia.
Słyszysz, co mówię? Nie bij go, Ivorze!
Jej głos się załamał; waliła dalej w drzwi.
Ivorze! wołała ochrypłym głosem. Ivorze! Ivorze! Ale Ivor milczał. Tylko Rollo przez drzwi zawołał
rezolutnie:
Nie bój się, Molly! Odejdz stąd, proszę. Nic mi się nie stanie, diabli mnie nie wezmą.
Zapadło milczenie, pełne udręki napiętego czekania, zaś Karolina tymczasem pobiegła ku schodom. Była
przekonana, że Ivor upora się z zadaniem właściwie. O Molly zapomniała. Jeśli chce być wariatką, to jej sprawa i
nikt jej nie pomoże.
Minęły sekundy drżącej niepewności i wreszcie za drzwiami rozległy się szmery. Molly struchlała. Usłyszała świst
spadającej szpicruty
138
i zdawała sobie sprawę, że była ona wymierzona w Roiła. Ale Rollo milczał. Oparł się dzielnie bolesnemu razowi,
nie wydał ani jęku. Po chwili drugi świst. Tak samo zawzięty, tak samo odmierzony. Molly się zdawało, że każdy z
tych razów spadał na nią. Drżała pod nimi i odczuwała ból.
Razy tymczasem poczęły się wzmacniać. Jeden za drugim. Pod jednym z tych ciosów dzielność Rolla uległa
zachwianiu. Zaskowytał żałośnie jak pies.
Chłosta trwała. Ivor nie zamierzał ustąpić przedwcześnie. Odwaga chłopca wydała mu się teraz jakby nowym
przejawem jego butnej natury. Uważał ją za bunt. Nie wymusiwszy na Rollu spodziewanej uległości, zaczął się
znęcać, choć nie zamierzał początkowo okazać brutalności.
Ale celu nie osiągnął. Upór chłopca był znacznie silniejszy, niż przypuszczał. Rollo się zaciął, ale nie tylko dlatego,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl