[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szukanie swojego ojca, to ci w tym pomogÄ™. Znam pewne
osoby, które byłyby pomocne.
- Doceniam to, Mitch, ale zdecydujÄ™ siÄ™ na to tylko
wtedy, gdy będę chciała mieć dziecko.
- Planujesz dzieci?
- Tak, w przyszÅ‚oÅ›ci. - CaÅ‚kiem możliwe, że w najbliż­
szej - pomyślała. - A mówiąc o dzieciach, to jest coś, co
chcę ci powiedzieć.
- Masz już dziecko?
- Nie, ale... Nie sądzę, żeby była duża szansa na to, że
zaszłam w ciążę...
Zamknęła oczy i czekała na wybuch gniewu z jego
strony.
- Chyba nic, co mamy, nie daje stuprocentowej
Kristi Gold
134
pewnoÅ›ci. Miejmy nadziejÄ™, że nie bÄ™dzie żadnych konse­
kwencji. A jeśli będą, to wtedy zaczniemy się martwić.
Tori i tak byÅ‚a zdecydowana urodzić dziecko, gdyby za­
szła w ciążę, a zdanie Mitcha na ten temat nie miałoby dla
niej znaczenia.
- Jesteś śpiąca? - spytał Mitch, całując ją delikatnie
w usta.
- Nie bardzo.
- Ani ja. Ale może coś zjemy?
- Nie jestem głodna.
Przygarnął ją znowu do siebie i zaczął pieścić.
- Mitch, jesteÅ› nienasycony - zaÅ›miaÅ‚a siÄ™, ale jedno­
czeÅ›nie z przerażeniem stwierdziÅ‚a, że bÄ™dzie rozpaczli­
wie za nim tęskniła.
Po ostatniej nocy Mitch znaÅ‚ na pamięć każdy mili­
metr ciała Tori, wszystkie jej słodkie krzywizny, pamiętał
wszystkie dzwięki, jakie wydawała w ekstazie.
Była wspaniałą kochanką i dlatego nie mógł się z nią
rozstać na zawsze.
Znalazł ją przy samochodzie Stelli. Nie miał pojęcia, co
powiedzieć, jak przekonać, że jego propozycja utrzymy­
wania kontaktu nie wypÅ‚ywa wyÅ‚Ä…cznie z potrzeb seksu­
alnych. Skan i przerobienie pona.
- Potrzebujesz jakiejÅ› pomocy? - spytaÅ‚ bez sensu, wi­
dząc, że Tori jest już zapakowana, a jej torba spoczywa na
siedzeniu samochodu.
Czuł się winny, że stał zbyt długo pod prysznicem, li-
Wywiad z buntownikiem 135
czÄ…c na to, że Tori przyÅ‚Ä…czy siÄ™ do niego, czego oczywi­
ście nie uczyniła, a zjawił się przez to w ostatniej chwili,
by się z nią pożegnać.
Uśmiechnęła się, ale jej uśmiech szybko przygasł.
- Dziękuję, jestem już gotowa do odjazdu.
Dopiero dziś, po raz pierwszy, zauważył złotą plamkę
w jej brÄ…zowych oczach i jasne refleksy, peÅ‚zajÄ…ce po wÅ‚o­
sach Tori, kiedy padały na nie promienie słoneczne.
- JesteÅ› pewna, że nie chcesz, bym ciÄ™ odwiózÅ‚ na lot­
nisko?
- Tak. Musisz być tutaj. Buck powiedział mi, że macie
przepędzać stado.
- Do tego momentu mam kilka godzin. Chłopcy nie
wrócili jeszcze z kościoła. Będą dopiero w okolicach
lunchu.
- Nie szkodzi. Stella i tak ma coś do załatwienia
w mieście.
- Dobrze, ale zanim wyjedziesz, musimy umówić się na
następne spotkanie.
- Nie wiem, Mitch, czy będzie to możliwe.
-Dlaczego nie. Możemy spotykać się w weekendy.
Koszty przejazdów biorę na siebie.
Spojrzała na niego ostro.
- To nie pieniÄ…dze sÄ… problemem, Mitch.
- A co?
- Już kiedyś byłam w takiej sytuacji i to nie wypaliło. To
zbyt duża odległość.
- Możemy spróbować. Nam może się udać.
-Kristi Gold
136
- Tak, to byłoby dobre dla ciebie, ale nie dla mnie.
- Nie rozumiem, Tori, o czym mówisz.
- Nie chcę być twoją weekendową dziewczyną, Mitch.
Nie chcę, tak jak Mary Alice spędzić dziewięć lat życia na
czymś, co nie ma przyszłości.
Jak mógÅ‚ jej wyjaÅ›nić, że ona nie byÅ‚a w niczym podob­
na do Mary Alice.
- Czego ode mnie oczekujesz, Tori?
- Niczego, Mitch.
- Jeśli chcesz małżeństwa, to wiesz, jakie mam zdanie.
- O, tak, dałeś mi to jasno do zrozumienia.
Odwróciła się i otworzyła drzwi samochodu, ale Mitch
zamknął je, zanim zdążyła wejść do środka.
- Tori, proszę cię, pomyśl o tym. Nie musisz mi dawać
teraz odpowiedzi.
Odwróciła się do niego i popatrzyła mu intensywnie
w oczy.
- Moja odpowiedz brzmi: nie. Jestem na dobrej drodze do
zakochania się w tobie, ale nie chcę spędzić życia samotnie.
Nie chcÄ™, by moje życie skÅ‚adaÅ‚o siÄ™ z ciÄ…gÅ‚ych pożegnaÅ„. Po­
zwól mi więc odjechać. - Stanęła na palcach i pocałowała go
delikatnie. - Prześlę ci artykuł do autoryzacji.
- Nie musisz przysyłać, wierzę ci, Tori.
- Mam tu coÅ› dla ciebie, Mitch - powiedziaÅ‚a, wyciÄ…­
gajÄ…c z kieszeni brÄ…zowÄ… kopertÄ™. - Ale nie otwieraj jej
teraz.
- Co to jest?
- Zdjęcie, które zrobiłeś mi w biurze.
Wywiad z buntownikiem 137
- Kiedy je wywoÅ‚aÅ‚aÅ›? Gdzie to zrobiÅ‚aÅ›? - spytaÅ‚ z nie­
pokojem.
- Zrobiłam je sama, używając pożyczonego sprzętu.
- A gdzie masz negatyw. Nie muszÄ™ ci mówić, co mo­
głoby się stać...
Klepnęła go po ramieniu.
- Negatyw zniszczyłam, nie bądz więc taki przerażony.
Była jeszcze jedna rzecz, która go niepokoiła.
- Powiesz mi, jeśli będziesz w ciąży, dobrze?
- Tori, musimy już jechać! - zawoÅ‚aÅ‚a Stella zza kierow­
nicy.
Tori spojrzała na zegarek.
- Stella ma racjÄ™. MuszÄ™ już jechać. %7Å‚egnaj, Mitch. By­
Å‚o wspaniale.
Szybko otworzyła drzwi i wsiadła do samochodu.
Mitch stał bez ruchu, dopóki samochód nie zniknął
z pola widzenia. Czuł się fatalnie. Miał moralnego kaca,
ale również czuł wyrazny ból w okolicy serca.
- Zamierzasz mu powiedzieć, jeśli będziesz w ciąży?
Tori bezmyślnie gapiła się w okno.
- Mam nadzieję, że nie będę musiała tego zrobić.
Stella wÅ‚Ä…czyÅ‚a radio. PopÅ‚ynęła z niego jakaÅ› senty­
mentalna melodia, wywołując łzy w oczach Tori.
- On ma prawo wiedzieć.
- A ja mam prawo żyć życiem, które sama wybiorÄ™. Po­
myśl tylko, czy jest sens angażowania w to mężczyzny,
który nie chce mieć dzieci i nie pragnie małżeństwa? To
138 Kristi Gold
zupeÅ‚nie co innego niż u ciebie i Bobby'ego. Wy siÄ™ kocha­
cie, a Mitch mnie nie kocha.
- Pytałaś go o to?
- PowiedziaÅ‚am mu, że dlatego odchodzÄ™, bo go ko­
cham.
- I co on ci powiedział?
- Właściwie nic.
- Może się przestraszył, Tori. Bobby o mało nie połknął
własnego języka, kiedy odważył się powiedzieć pierwszy
raz, że mnie kocha.
- Miłość przeraża Mitcha. Zastanawiam się, czy on jest
zdolny do miłości.
- Jestem pewna, że tak, pod warunkiem że znajdzie od­
powiedniÄ… kobietÄ™.
Gdyby Tori wierzyÅ‚a w to, zaryzykowaÅ‚aby dalsze spot­
kania. Ale on nie dawał żadnych obietnic.
- Jedz trochÄ™ szybciej, Stella, bo spózniÄ™ siÄ™ na samo­
lot.
- Będziesz tęskniła za Mitchem?
- Będę miała zbyt dużo pracy, żeby o nim myśleć.
Przede wszystkim chciaÅ‚a, by materiaÅ‚ wypadÅ‚ jak najle­
piej. ChciaÅ‚a przedstawić korzystny obraz Mitcha. I zgod­
ny z jej sumieniem, ponieważ nie przestała uważać go za
dobrego człowieka.
Mieszka w małym miasteczku w Oklahoma ze swoim
dziadkiem, który nazywa go Gusem. Ludzie w mieście
uważają go za swojego lidera. Kiedy idzie ulicą, wyglą-
Wywiad z buntownikiem 139
da jak klasyczny, współczesny kowboj. W rzeczywisto­
ści jest ranczerem po studiach na Harvardzie, a jego
przodkowie od pokoleÅ„ piastowali wysokie urzÄ™dy pub­
liczne...
I ma zostać ojcem.
Dzisiaj rano Tori stwierdziła, używając trzech testów,
że jest w ciąży. A więc historia się powtórzyła.
Tori nie miała pojęcia, czy powiedzieć o tym Mitchowi,
a jeśli tak, to kiedy. Czy rzeczywiście chciałby wiedzieć?
Nie miała nawet czasu, żeby się nad tym zastanowić.
- Uważam, że to dobry artykuÅ‚ - wyrwaÅ‚a jÄ… z zamy­
Å›lenia Renee. - Jest w nim wÅ‚aÅ›ciwie wszystko. Informa­
cje o ciekawym facecie. Miejscowy koloryt. PiÄ™kne zdjÄ™­
cia, ale...
Tori nienawidziła, jeśli ktoś tak kończył zdanie.
- O co chodzi?
- OpuÅ›ciÅ‚aÅ› najważniejszy aspekt, mianowicie nie napi­
sałaś ani słowa o Edwardzie, jego ojcu.
- Bo byÅ‚ to wywiad z Mitchem Warnerem, a nie z se­
natorem.
- To, co napisałaś nie będzie brzmiało prawdziwie, jeśli
nie przeprowadzimy wywiadu z jego ojcem.
Tori wyobraziła sobie, co powiedziałby na to Mitch.
- Obiecałam mu, że nie będę nic pisała o jego ojcu.
- Nie dawaj obietnic, których nie bÄ™dziesz mogÅ‚a do­
trzymać.
- Jak mogę przeprowadzić taki wywiad, skoro za kilka
godzin artykuł idzie do druku.
140 Kristi Gold [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtÄ…d nie uciekÅ‚)