[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pustych używanych kopert zapisanych aktualnymi notatkami. Były to głównie sprawy do
załatwienia, które sobie notował, jak na przykład:  Powiedzieć Simpsonowi, żeby naprawił płot na
pięcioakrowym polu albo  We wtorek urodziny Polly . Przejrzałem je szybko, odrzucając na stos
przeznaczony do kosza na śmieci.
Nagle zamarłem. Na jednej z nich niewyraznym i pełnym zawijasów charakterem pisma
Billa zapisane było nazwisko Clifforda Tudora, a pod nim numer telefonu i adres w Brighton.
- Czy znasz kogoś, kto się nazywa Clifford Tudor? - spytałem Scillę.
- Nigdy o nim nie słyszałam - odpowiedziała nie podnosząc oczu.
Jeżeli Tudor prosił Billa, żeby pojechał na jego koniu, tak jak mi mówił, kiedy go
odwoziłem z Plumpton do Brighton, było zupełnie naturalne, że Bill miał jego nazwisko i adres.
Odwróciłem kopertę, przyszedł w niej list od miejscowego kupca, z jego nazwiskiem
wydrukowanym w górnym lewym rogu, a znaczek był osttemplowany datą styczniową, co
znaczyło, że Bill dopiero niedawno dostał adres Tudora.
Wsunąłem kopertę do kieszeni i sortowałem dalej. Po starych kopertach zabrałem się do
przegródek. Leżały w nich fotografie, kartki papieru zarysowane i zapisane przez dzieci koślawymi
literami, z wczesnego dzieciństwa, notesy z adresami, nalepki na walizki, jakaś kartka urodzinowa,
świadectwa szkolne i notatniki różnych kształtów i wielkości.
- Lepiej ty to przejrzyj, Scilla - powiedziałem.
- Ty przejrzyj - odpowiedziała podnosząc wzrok znad listów z uśmiechem. - Możesz mi
powiedzieć, co jest co, a ja je zaraz zobaczę.
Bill nie miał sekretów. Notatniki zawierały głównie jego codzienne wydatki, zapisane na
gorąco, żeby były pod ręką przy sporządzaniu rocznych rozliczeń. Sięgały kilku lat wstecz.
Odnalazłem najnowsze i przerzuciłem je.
Opłaty szkolne, siano dla koni, nowy szlauch do ogródka, naprawa reflektora jaguara w
Bristolu, prezent dla Scilli, zakład na Admirała, datek na dobroczynność. I na tym koniec. Dalej już
były czyste kartki, które miały pozostać nie zapisane.
Zerknąłem jeszcze raz na ostatnie zapiski. Zakład na Admirała. Dziesięć funtów, zapisał
Bill. Data była z dnia jego śmierci. Cokolwiek ktoś mu mówił na temat upadku Admirała, Bill
wziął to za żart i wbrew temu postawił na jego wygraną. Bardzo chciałbym wiedzieć, co to był za
 żart . Powiedział o nim Pete'owi, który troszczył się o konie. Nie mówił Scilli ani nikomu ze
znajomych, o ile udało mi się sprawdzić. Przypuszczalnie uznał to za tak nieistotne, że po
rozmowie z Pete'em zupełnie wyleciało mu z pamięci.
Zebrałem notatniki i wziąłem się do przeglądania ostatniej przegródki pełnej różności.
Wśród nich było piętnaście lub dwadzieścia kwitów wydawanych przez bukmacherów na
zawodach. Jako świadectwo przegranych zakładów rozczarowani gracze zwykle je drą i wyrzucają,
zamiast starannie przechowywać w uporządkowanym biurku.
- Dlaczego Bill trzymał te kwity? - spytałem Scillę.
- Nie pamiętasz? Henry tak niedawno szalał za nimi - wyjaśniła. - A kiedy już mu przeszło,
Bill przyniósł mu jeszcze trochę. Myślę, że je trzymał na wypadek, kiedy z kolei William będzie
się chciał bawić w bukmachera.
Przypomniałem sobie. Musiałem stawiać po pół pensa na kupę koni u Henry'ego, tego
małego rekina, jako bukmachera. Nigdy nie wygrały.
Te dodatkowe kwity zachowane dla niego przez Billa pochodziły od kilku różnych
bukmacherów. Dla Billa połowę przyjemności podczas wyścigów stanowiło obchodzenie
stanowisk bukmacherów w Tattersallu i stawianie żywej gotówki na najlepsze konie zamiast grania
na kredyt u któregoś z bukmacherów przy barierce.
- Chcesz je jeszcze zatrzymać dla Williama? - spytałem.
- Właściwie mogę - powiedziała Scilla.
Włożyłem je z powrotem do biurka i skończyłem swoją pracę. Było już pózne popołudnie.
Przeszliśmy do bawialni, podrzuciliśmy drew do kominka i zasiedli w fotelach.
- Alan - powiedziała Scilla. - Chcę ci podarować coś, co należało do Billa. Nie, nic nie
mów, dopóki nie skończę. Zastanawiałam się, co by ci się najbardziej podobało, i jestem pewna, że
wybrałam dobrze.
Przeniosła wzrok ze mnie na ogień i wyciągnęła ręce, żeby je ogrzać.
- Dostaniesz Admirała - powiedziała.
- Nie - odpowiedziałem stanowczo.
- Dlaczego?
Spojrzała na mnie i w jej głosie zabrzmiało rozczarowanie.
- Kochana Scillo, to o wiele za dużo - powiedziałem. - Sądziłem, że masz na myśli coś w
rodzaju papierośnicy, jakąś pamiątkę. W żadnym razie nie możesz mi dawać Admirała. Wart jest
tysiące. Musisz go sprzedać albo puszczać na wyścigach w swoim imieniu, jeżeli go chcesz
zatrzymać, ale nie możesz dawać go mnie. Gdybym go przyjął, nie byłoby to uczciwe wobec ciebie
i dzieci.
- Może i byłby wart tysiące, gdybym go sprzedała, ale wiesz, że nie mogę go sprzedać. To
ponad moje siły. Tak wiele znaczył dla Billa. Jak mogłabym go sprzedać, gdy Billa zabrakło? A [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)