[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powinna być wdzięczna losowi; nic dobrego by z tego nie wynikło.
Nie może sobie pozwolić na romans z Travisem. Nie przeżyłaby
kolejnego rozczarowania.
- Boże, o czym ty mówisz? Robisz z igły widły. Popatrzyliście
sobie w oczy, ale to o niczym nie świadczy. On zajął się tobą, ale to
też o niczym nie świadczy.
Po prostu jest odpowiedzialnym facetem, który nie zostawia
ciężarnej na łaskę losu. Facetem, w którego rękach spoczywa jej
przyszłość. %7łeby nie dręczyć się tym, co Travis w końcu postanowi w
sprawie współwłasności, przeszła do gabinetu z zamiarem przejrzenia
rachunków, które parę dni temu znalazła w komputerze.
Jednak nie była w stanie się na nich skupić. W ciągu ostatnich
dwóch tygodni starała się nie myśleć o tajemniczej wiadomości
pozostawionej przez Vi, ale dziś okazało się to zbyt trudne.
Wyłączywszy komputer, udała się do sypialni i ponownie przeczytała
list.
Nagle zatrzymała wzrok na słowie  skarb".  %7łycie to
najwspanialszy skarb, który należy kochać i czcić".
 Sekrety" i  skarby" - słowa klucze stanowiące nieodłączną
część ich wspólnej przeszłości. Może zbyt wiele próbuje się doszukać
w niewinnie brzmiącym zdaniu? Lecz nagle pomyślała sobie, że może
to kolejna zaszyfrowana wskazówka. Z wrażenia zakręciło się jej w
głowie, serce jej załomotało. Wzięła kilka głębokich oddechów, żeby
przypadkiem nie stracić przytomności. Kiedy zawroty minęły i serce
111
Anula
ous
l
a
and
c
s
znów biło normalnym rytmem, wyszła z sypialni i popatrzyła na
schody prowadzące na strych.
 Sekrety" i  skarby".
Miejsce, w którym Vi najbardziej lubiła chować dla Susanny
 skarby", znajdowało się pod obluzowaną deską w najniższym stopniu
schodów na strych. Czyżby teraz też coś tam na nią czekało?
Pokonała czternaście stopni na piętro. Ledwo powłócząc
nogami, minęła trzy pary drzwi do trzech sypialni. Na wprost siebie
miała drzwi, za którymi mieściły się schody na strych. Drżącą ręką
nacisnęła klamkę. Poczuła opór, po chwili jednak, skrzypiąc
zardzewiałymi zawiasami, drzwi się otworzyły. Przez kilkanaście
sekund stała bez ruchu, wpatrując się w ponury półmrok. W skąpym
świetle wpadającym przez nieduże okno mansardowe unosiły się
cząsteczki kurzu. Wreszcie skierowała spojrzenie w dół i z podobnym
uczuciem lęku, z jakim szukała luznej cegły, przyklękła i zaczęła
obmacywać stopień.
Chociaż wiedziała, czego się spodziewać, zdumiało ją, że deska
uniosła się z taką łatwością - wystarczyło leciutkie szarpnięcie. Boże,
ileż razy znajdowała w tym schowku ukryte  skarby"! Magiczny
pierścień. Karteczki samoprzylepne. Ulubiony batonik. Dziś jednak
miała świadomość, że jeśli coś znajdzie, nie będzie to dziecięca
zabawka ani kolorowa wstążka. Ostrożnie wsunęła rękę do skrytki.
Zanim jeszcze jej palce dotknęły paczuszki, wiedziała, że za moment
wyjmie coś ważnego.
112
Anula
ous
l
a
and
c
s
Tym razem nie była to koperta, lecz pudełko wielkości ryzy
papieru do drukarki. Wstrzymując oddech, uniosła pokrywkę - i
ujrzała karki. Stos kartek zapisanych takim samym szyfrem, jakim Vi
posłużyła się w liście.
Susanna zamknęła oczy i przycisnęła kartki do piersi. Czeka ją
żmudna praca.
Straciła rachubę czasu. Nie zwróciła uwagi, kiedy słońce zaszło i
zapadła noc. Pochłonięta pracą, rozszyfrowywała słowa, które
układały się w niesamowitą opowieść. Z początku myślała, że jest to
historia nieprawdziwa, fikcja literacka, ale z każdą sekundą nabierała
przekonania, iż w tym, co Vi napisała, nie ma ani jednego zmyślenia.
Im dalej się Susanna posuwała, tym większą miała pewność, że
pamiętnik zawiera klucz nie tylko do nieznanych nikomu wydarzeń z
życia Vi, ale również do zagadki jej śmierci. Mimo zmęczenia jeszcze
raz przeczytała kilka z kilkunastu stron, które zdołała rozszyfrować.
Trudno mi uwierzyć, że kiedykolwiek byłam młoda. %7łe
nazywałam się Violet Vaughn i że przed przybyciem do Kolorado
wiodłam całkiem inne życie. Dopiero niedawno poczułam potrzebę
usystematyzowania wszystkiego, uporządkowania myśli. Po co? Nie
wiem. Po prostu coś mi mówi, że powinnam to zrobić; że to bardzo
ważne.
Od czego by tu zacząć? Chyba powinnam cofnąć się do roku
tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego szóstego, kiedy wszystko się
zmieniło. Miałam wtedy dziewiętnaście lat i mnóstwo marzeń.
Wydawało mi się, że czeka mnie wspaniała przyszłość. Nastały ciężkie
113
Anula
ous
l
a
and
c
s
czasy dla naszego kraju. Trwała wojna w Wietnamie, ginęli młodzi
ludzie, społeczeństwo było podzielone. Patrząc wstecz, mam wyrzuty
sumienia, że byłam tak pochłonięta własnymi sprawami, iż ogólna
sytuacja niewiele mnie obchodziła.
Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko to, że byłam
młoda. I że te sprawy, które mnie pochłaniały, to nie były romanse.
Boże, nie spodziewałam się, że pisanie o przeszłości będzie takie
trudne! A przecież pisząc, wiem, że mój pamiętnik może nigdy nie
ujrzy światła dziennego. Znów jestem sama. Od śmierci Dale'a minęły
już prawie trzy miesiące.
Tęsknię za nim. I tęsknię za Susanną. Takie to smutne. Biedna
nie wytrzymała; postanowiła uciec od swojego bólu...
Uświadomiwszy sobie, że Vi zaczęła pisać pamiętnik niedługo
po tym, jak ona opuściła ranczo, Susanna przełknęła łzy. Z zapisanych
stron przebijały cierpienie i samotność.
Ale odbiegam od tematu. Często mi się to ostatnio zdarza. Różne
myśli cisną mi się do głowy, a potem nagle odpływają. Na przykład
dziś myślałam o swoim dzieciństwie. Moje pączuszki, tak do nas, do
mnie i mojej siostry, mówił nasz ojciec. Bardzo ich kochałam: mamę,
tatusia, Iris. Któregoś dnia zniknęli z mojego życia. Nie znam
nazwiska pijaka, który przeciął środkowy pas, zabijając siebie i całą
moją rodzinę. Jedenastolatki nie pamiętają nazwisk.Pamiętają za to
koszmarny ból, które rozdziera ciało i duszę.
Kiedy to się stało, byłam u koleżanki, nocowałam u niej.
Wiadomość przekazała mi jej matka. Pamiętam, że bardzo
114
Anula
ous
l
a
and
c
s
współczułam tej kobiecie. Czy to nie dziwne? Moje życie legło w
gruzach, a ja współczułam mamie koleżanki.
Wtedy po raz pierwszy w życiu zostałam sama. Nie miałam
nikogo na świecie, żadnych ciotek ani wujków, którzy mogliby się mną
zaopiekować. Nie wiedziałam, że jeszcze nieraz będzie mi doskwierać
straszliwa samotność. Ale przetrwałam. Może dlatego, że byłam nad
wiek rozwiniętym dzieckiem, mądrym, a jednocześnie krnąbrnym.
Przynajmniej tak twierdził mój ojciec. Kiedy to mówił, zawsze
promieniał dumą, Czułam, że cieszy go zarówno moja inteligencja, jak
i buntownicza natura. W każdym razie przekonałam się, że lepiej nie
odstawać od reszty, nie zwracać na siebie uwagi. Zmieniając: rodziny
zastępcze, szybko dojrzałam emocjonalnie. Niektórzy byli dla mnie
dobrzy, inni obojętni, ale zdarzali się zboczeńcy i okrutnicy.
Nauczyłam się zamykać na noc drzwi sypialni - choć nie zawsze było
to możliwe - ukrywać wszelkie oznaki kobiecości. Wycofałam się w
świat książek; w nim szukałam ucieczki od koszmaru, który mnie
otaczał.
Nauki ścisłe, przyrodnicze i biologia - tam znajdowałam radość i
wytchnienie. Nigdy nie zapomnę Vivian Greene. Mój Boże, jak dawno
o niej nie myślałam! Cóż to była za wspaniała nauczycielka. Dzięki
niej - choć ona upierała się, że to moja zasługa - dostałam stypendium
i mogłam studiować na uniwersytecie Emory w Atlancie. Nie
tłumaczyłam pani Greene, że łatwo osiąga się dobre wyniki w nauce,
kiedy całymi dniami siedzi się z nosem w książkach. Nie chodziłam na
115
Anula
ous
l
a
and
c
s
randki, nie malowałam się, nie stroiłam. Po prostu, jak już
wspomniałam, nie chciałam w żaden sposób zwracać na siebie uwagi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)