[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] Widzisz& prawdziwy hrabia, mój ojciec, od dawna przebywa³
poza Angli¹. Mówi¹c SciSle: w Ameryce.
Wyrzek³ siê swego tytu³u i pozycji?& spyta³a z niedowierza-
niem.
Tak. OpuSci³ Osterley Park i wyruszy³ do kolonii w poszukiwaniu
wielkiej przygody. Zamierza³ wróciæ za rok czy dwa, ale pozna³ tam moj¹
matkê. Urodzi³a mu dwóch synów& i nie mia³ serca zabieraæ jej z oj-
czyzny, któr¹ tak kocha³a. Kiedy mama zmar³a na febrê, mia³em trzyna-
Scie lat. Mój brat Christopher w³aSnie siê o¿eni³; ojciec uzna³, ¿e powi-
306
nien wróciæ z nami do Anglii, aby zapewniæ synom nale¿ne im dziedzic-
two. Niestety, ojciec zmar³ na samym pocz¹tku podró¿y.
Ale wydarzy³o siê to ju¿ na morzu?&
StaliSmy w basenie portowym w Annapolis. Kapitanem naszego
statku, Rosalie , by³ niejaki Quentin Spense. Za³oga sk³ada³a siê z roz-
maitych rzezimieszków, których trzyma³ ¿elazn¹ rêk¹. Okrutny kaprys
losu sprawi³, ¿e ten kapitan by³ zdumiewaj¹co podobny do naszego ojca.
Ta sama budowa, ten sam wiek, ten sam kolor w³osów. Istnia³y oczywiS-
cie ró¿nice, ale mój ojciec wyjecha³ z Anglii przed dwudziestu laty.
Wszyscy jego bliscy albo zmarli, albo zestarzeli siê i zniedo³ê¿nieli. No
i by³ jeszcze, rzecz jasna, ksi¹¿ê Degarre.
To wszystko jego wina! Có¿ to za ¿a³osna karykatura! wtr¹ci³a
zapalczywie Brienne.
A ty sk¹d o tym wiesz, kochanie? pochwyci³ jej drobn¹ r¹czkê;
gor¹cy uScisk uradowa³ Brienne.
Uda³am siê do niego, gdy by³am w Bath. Mia³am nadziejê, ¿e zro-
bi coS w sprawie hrabiego& to znaczy Quentina Spense a. Ale by³ po
prostu ¿a³osny! To z jego winy to okropne oszustwo nie wysz³o na jaw
przez te wszystkie lata!
Tak, los nie uSmiecha³ siê do Morrowów& a¿ do tej chwili.
Dotkn¹³ policzka ukochanej.
Ale co teraz bêdzie, Avenelu? Brienne wydawa³a siê zaniepoko-
jona. Wszyscy uwa¿ali Spense a za prawdziwego hrabiego& Jak im
udowodnisz, ¿e to nieprawda?
Nie obawiaj siê! Angielska arystokracja ju¿ mnie ¿yczliwie przy-
jê³a ze wzglêdu na moj¹ fortunê; kiedy siê dowiedz¹, ¿e jestem jednym
z nich, bêd¹ mnie nosiæ na rêkach! A gdyby mimo to istnia³y jakieS w¹t-
pliwoSci, rodowe klejnoty Laborde ów z pewnoSci¹ je rozwiej¹!
Te litery na moim grzebieniu, K.E. & Czy to jest w³aSnie znak
rozpoznawczy tych klejnotów?
Te klejnoty zosta³y podarowane moim przodkom przez królow¹
El¿bietê, gdy schroni³a siê w Osterley Park, uciekaj¹c przed czarn¹
Smierci¹ zaraz¹, która pustoszy³a wówczas Londyn. Naszyjnik z ame-
tystów i brylantów oraz ozdobiony nimi grzebyk stanowi³y cz¹stkê jej
bi¿uterii; zamówi³a te drobiazgi nied³ugo przed podró¿¹.
Ale jak zdoby³ je mój oj& Spense?
Nie zdoby³ wszystkich! Brat, umieraj¹c, kaza³ mi ratowaæ klejnoty
Laborde ów. Nim wyskoczy³em z Cumberlandem za burtê, zdo³a³em
schwyciæ naszyjnik, ale grzebieñ zosta³ na Rosalie . Spense da³ go two-
jej matce w prezencie Slubnym; potwierdzi³ tym swoje rzekome prawa
307
do rodowego tytu³u i maj¹tku. Przypuszczam jednak, ¿e kiedy mia³aS
cztery czy piêæ lat, twoja matka odkry³a oszustwo. Zabra³a ciebie, zabra-
³a dowód rzeczowy: grzebieñ i uciek³a od mê¿a.
Wiêc odzyskasz tytu³, który ci siê prawnie nale¿y! Ogromnie siê
cieszê ze wzglêdu na ciebie, Avenelu!& Chcia³abym cofn¹æ wszystkie
moje niem¹dre s³owa, kiedy nalega³am, byS tytu³owa³ mnie lady Brien-
ne ! Jaka¿ ja by³am g³upia&
Policzki jej poczerwienia³y.
Spense nie by³ twoim ojcem, nie pochodzisz z gminu odpar³
stanowczo Avenel.
Jest pewna miniatura& ale poza tym nie mam ¿adnych dowo-
dów&
Miniatura?
Tak. Brienne siêgnê³a do szufladki nocnego stolika. Wziê³a do
r¹k bezcenn¹ p³ytkê z koSci s³oniowej, popatrzy³a ze smutkiem na por-
trecik i poda³a miniaturê Avenelowi. Przyjrza³ siê uwa¿nie twarzy m³o-
dego mê¿czyzny.
To z pewnoSci¹ twój ojciec!
Od³o¿y³ miniaturê na ³Ã³¿ko. M³odzieniec z portretu spogl¹da³ na
nich inteligentnymi, zielonymi oczyma. Ubrany by³ w skromn¹ lnian¹
koszulê i ciemnozielony surdut. Nie mia³ peruki ani pudru na w³osach.
Na ciemnorudych kêdziorach po³yskiwa³y karmazynowe Swiate³ka.
Chyba tak& Ale nigdy nie bêdê mia³a pewnoSci. Wszystkie trzy
osoby, które zna³y prawdê, ju¿ nie ¿yj¹. Brienne niespokojnie gryz³a
wargê. MySl o pokrewieñstwie z tym potworem nape³nia³a mnie prze-
ra¿eniem& Teraz jednak nie mam ani ojca, ani nazwiska& Czy odt¹d
bêd¹ mnie nazywaæ Brienne Spense ?&
S¹dzê, ¿e Brienne Morrow pasuje do ciebie znacznie lepiej
powiedzia³ miêkko Avenel i czeka³ na jej reakcjê.
Brienne milcza³a przez chwilê.
Czy¿byS prosi³ mnie o rêkê, Avenelu?& Naprawdê uwa¿asz&
Uwa¿am, ¿e powinnaS teraz odpocz¹æ. Ale nie bêdziesz czekaæ na
tytu³ d³u¿ej ni¿ kilka dni. Co powiesz na Slub za tydzieñ, pani hrabino?
Powiem, ¿e to bêdzie najd³u¿szy tydzieñ w moim ¿yciu! roze-
Smia³a siê Brienne i uSciska³a go mocno; oczy jej lSni³y szczêSciem i mi-
³oSci¹.
308
Tamtych dni z³oty blask
zgasi³ czas. Rozwia³ czas
barwne cienie&
Pragnê znów w zieleñ ³¹k,
wSród s³Ã³w czu³ych, pobiec z ni¹,
z mym marzeniem&
& A¿ spacerów maj¹c dosyæ
spoczêliSmy dla rozkoszy
w s³odkiej ciszy&
Usta same siê z³¹czy³y
a ramiona przytuli³y
skarb najmilszy&
Wiersz przypisywany Szekspirowi
wielkiej galerii panowa³a cisza, jeSli nie liczyæ brzêku sewrskiej
porcelany i poszczêkiwania srebrnych sztuæców. Pani Whitsome nakry-
wa³a w³aSnie do herbaty. Ka¿dy jej ruch Sledzi³a para piêknych, zaduma-
nych oczu damy z obrazu nad kominkiem. Obraz ten wisia³ dok³adnie
tam, gdzie przez dziesiêæ minionych lat portret Quentina Spense a. Na-
malowana przez mistrza Gainsborough dziewczyna wygl¹da³a po kró-
lewsku w sukni z hiacyntowego at³asu i uSmiecha³a siê tajemniczym
uSmiechem, mówi¹cym o utraconej i odnalezionej na nowo mi³oSci.
Z parku dolatywa³ Smiech; w obsypanej kwieciem wiSni Swi¹tyni Pana
by³o bardzo weso³o. W jej wnêtrzu Brienne siedzia³a na brokatowej po-
duszce. Skoñczy³a w³aSnie karmiæ lorda Williama Cumberlanda Morrowa
i teraz uSpione dziecko spoczywa³o na jej kolanach. Brienne zamierza³a
w³aSnie zapi¹æ stanik sukni, lecz ma³¿onek jej w tym przeszkodzi³.
Widzê, ¿e nie dajesz memu synowi kleiku! powiedzia³ z udanym
oburzeniem.
Nie wychowa³am siê na kleiku& i za³o¿ê siê, ¿e ty te¿ nie! od-
par³a z uSmiechem.
309
O, potworów z koñca Swiata nie karmi siê kleikiem! Ale dlaczego
odmawiasz tych frykasów jemu?& Pog³aska³ delikatn¹ g³Ã³wkê dziecka.
Uwa¿asz, ¿e nie jestem dobr¹ matk¹?! Przytknê³a rêkê do piersi
w ¿artobliwym proteScie.
¯adnych kleików, ¿adnych powijaków!& Ten dzieciak ma sta-
nowczo za du¿o swobody! Ju¿ teraz rozsadza go energia!
Owszem. Wrodzi³ siê w tatusia: ¿wawy, rozpuszczony, wygodnicki&
Ach, ¿eby tylko to!&
Avenel przeniós³ ciemnow³osego ch³opczyka na s¹siedni¹ poduszkê,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl