[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie będziesz w tych spódnicach przedzierać się przez ogień - szorstko
odpowiedział Simon. - Nie, nie, moja damo. Idziemy na dach wieży. To teraz
jedyna droga.
Przeniósł ją przez drzwi. W korytarzu szalało istne piekło zniszczenia. Na
ścianach paliły się już wszystkie gobeliny. Ogień utorował sobie drogę wzdłuż
kamiennych schodów. Simon skoczył w płomienie, pociągając za sobą Anne.
Nie dał jej nawet chwili na zastanowienie. W gardle drapało ją od dymu, a
dookoła huczał pożar.
Kiedy wyszli na dach, Anne poczuła na twarzy zimny powiew poranka.
Zaczęła jeszcze mocniej kasłać. Wiatr tańczył jej we włosach, a dach parzył w
stopy.
- Szybko! - wściekle zawołał Simon.
Wciąż trzymał ją za ramię. Anne nagle poczuła, że spada. Dachówki
osuwały się pod jej stopami. Simon gniewnie zamruczał coś pod nosem, wziął
dziewczynę pod pachę i z kocią zręcznością pokonał resztę spadzistego dachu.
Anne wstrzymywała oddech, bała się, by jej nie upuścił. Najmniejszy błąd
wystarczy, żeby przelecieli przez krawędz dachu i wpadli do fosy! Wreszcie
dotarli do wykuszu na bocznej strzelnicy, skąd prowadziła droga na niższe piętra
budynku, nieobjęte pożarem. Tam Simon postawił dziewczynę na ziemi. Nawet
nie wyglądał na zbyt zmęczonego, za to Anne omal nie upadła, gdyż nogi
całkowicie odmówiły jej posłuszeństwa. Simon natychmiast złapał ją pod rękę i
pomógł jej pokonać kilka schodów na dół.
Nagle rozległ się przerażający trzask, jakby rozsadziło ziemię i dach
wieży zapadł się do wnętrza. Ogień za-syczał gniewnie, pozostawiając w śniegu
smugę czarnego pyłu. Anne nie chciała patrzeć na to rumowisko. Usłyszała, że
John i Edwina biegną w jej kierunku. Była potwornie zmęczona i pełna
rozpaczy Nie zauważyła, że już od pewnej chwili stoi o własnych siłach.
Omdlewającym ruchem oparła głowę o pierś Simona i zamknęła oczy. Dopiero
teraz poczuła się trochę bezpieczniej.
Simon Greville stanął na strzelnicy i powiódł spojrzeniem po
zrujnowanych zabudowaniach i gruzach na dziedzińcu. W głębi duszy odczuwał
pewną satysfakcję, choćby z tego powodu, że zdołał wyrwać Grafton z rąk
znienawidzonego wroga. Jego żołnierze usuwali zwłoki poległych rojalistów. Z
rozkazu Simona mieli ich pochować. Pogrzeby potrwają pewnie kilka dni,
pomyślał Simon. W przeciwieństwie do Gerarda Malvoisier szanował zabitych
wrogów prawie tak samo jak swoich podkomendnych. Oparł dłonie o chłodną
kamienną balustradę i wciągnął w płuca solidny haust rześkiego powietrza. Tak
jak wcześniej przypuszczał, udało mu się zdobyć Grafton, ale Malvoisier uciekł.
Okazał się zwykłym tchórzem i nie podjął walki.
To Standish zawiadomił Simona, że Malvoisier podpalił wieżę.
Początkowo wszyscy myśleli, że to jakiś podstęp. Simon podejrzewał, że
królewskie oddziały raczej spalą dwór, niż oddadzą go w ręce wroga. Na
szczęście Standish w porę dowiedział się, że w wieży jest Anne i jej najbliższa
służba. Simon aż zazgrzytał z gniewu zębami, kiedy dotarła do niego wieść o
zdradzie królewskiego generała. Malvoisier podpalił wieżę, choć doskonale
wiedział, że w ten sposób zabije niewinnych stronników króla. To był czyn
godzien najwyższej pogardy. W oczach Simona, a nawet wielu rojalistów,
Malvoisier stał się zwykłym przestępcą.
Simon wprawdzie odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył Anne po drugiej
stronie fosy, ale po chwili z przerażeniem spostrzegł, że dziewczyna wraca do
płonącej wieży. Pobiegł za nią, nie bacząc na głośne ostrzeżenia Standisha.
Prawdę mówiąc, nie miał wyboru. Coś głębszego niż honor i rycerska duma
podpowiadało mu, że musi ratować hrabiankę.
Teraz, kiedy ją znalazł i uratował z pożaru, mógł wreszcie dać upust
tłumionej wściekłości. Miał ochotę złapać Anne za ramiona i potrząsnąć nią z
całej siły. Ona jednak niespodziewanie przywarła do niego i poczuł mieszaninę
ulgi, gniewu i namiętności. Od ostatniej nocy myślał tylko o niej. Pragnął jej.
Tak, pragnął - i to dużo mocniej niż przedtem.
Poczuł, że jego ciało w typowo męski sposób reaguje na myśl o Anne. Ale
to nie była zwykła zachcianka żołnierza, lecz głęboka namiętność, inna od
wszystkiego, co znał do tej pory. Wiedział, że już długo nie zazna spokoju. Ale
jako szlachcic znał tylko jeden sposób, żeby z pełną godnością zdobyć piękną
Anne. Musi się z nią ożenić. Kłopot w tym, że hrabianka Grafton stoi po stronie
króla i nie chce zdradzić swoich ideałów.
Simon powoli wyprostował plecy. Zgodnie z prawem wojennym Grafton
należało wyłącznie do niego. A urocza hrabianka? Już kiedyś, przed laty, mu ją
obiecano. Wreszcie przyszła pora, żeby mógł się upomnieć o przyrzeczoną
własność.
Rozdział czwarty
Pogrążona w rozpaczy Anne przespała całą dobę. Obudziła się, kiedy
znów zaczęło świtać. Czekało ją mnóstwo pracy. Czeladz i okoliczni chłopi
pewnie liczyli na to, że wezmie ich w obronę. Wstała z łóżka, nie zwracając
uwagi na głośną paplaninę Edwiny, która usiłowała przekazać jej wiadomości o
tym, co się stało od czasu przejęcia dworu przez wojska Parlamentu. Nie tknęła
owsianki. Przeszła przez sypialnię i usiadła przed lustrem. W pobliżu jej
pokojów znowu było gwarno, jak w dawnych dobrych czasach, gdy ojciec był
jeszcze zdrowy.
- Lord Greville rozkazał swoim ludziom uprzątnąć rumowisko i
odbudować dwór - żywo mówiła Edwina, zabierając się do czesania swojej pani.
- Czyszczą piwnice i spiżarnie, a potem znoszą żywność. Zwieży chleb i mięso! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)